Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-5.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biazgami, a pytajcie mnie o fakta, o same fakta, a zadowolnię was w zupełności. — Do dyabla z wykrętami!
Badanie zaczęło się znowu.
— Nie uwierzysz pan, jaką przysługę oddasz pan sam sobie, odpowiadając jasno na wszystkie pytania, — mówił sędzia z widoczną radością, błyszczącą w jego płowych, jasno niebieskich i trochę za blisko siebie osadzonych oczach. — W takiem położeniu, jak pańskie, wzajemna ufność jest koniecznym warunkiem powodzenia, a my z naszej, strony dołożymy wszelkich usiłowań, aby sprawa weszła na dobrą drogę. Nieprawdaż, panie prokuratorze?
— O bezwątpienia! — odpowiedział sucho prokurator. W gruncie nie pochwalał on zbyt życzliwego odnoszenia się sędziego do obwinionego. Tu wypada nadmienić, że młody sędzia śledczy, który niedawno przybył z Petersburga, był jedynym człowiekiem w mieście, wierzącym zupełnie szczerze w niepospolity talent i nieomylną przenikliwość prokuratora. W zamian za to, młody sędzia był jedynym człowiekiem, posiadającym szczerą sympatyę prokuratora. Jadąc tu, ułożyli się już w drodze w jaki sposób prowadzić mają badanie i rozumieli się teraz wybornie, z jednego słówka, z jednego mrugnięcia powiek.
— Pozwólcie mi panowie opowiedzieć wszystko samemu, tylko nie przerywajcie drobiazgami — niecierpliwił się Mitia.
— Ależ wybornie, najchętniej. Tylko wpierw pozwól nam pan skonstatować drobny, ale ciekawy dla nas fakcik o tych dziesięciu rublach, któ-