Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-4.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc, wydobyła z jednej z szufladek srebrny medalik, zawieszony na sznureczku.
— To z Kijowa — objaśniała go dalej — święcony w cerkwi Świętej Barbary, wielkiej męczennicy. Pozwól pan, że sama włożę panu na szyję ten medalik, wraz z błogosławieństwem na nową drogę życia.
I w samej rzeczy, włożyła Dymitrowi na szyję medalik, starając się zasunąć mu go za kołnierzyk, w czem jej zresztą dopomagał sam Mitia. W końcu połączonym ich usiłowaniom udało się umieścić medalik na właściwem miejscu, t. j. pod koszulą na piersiach.
— Teraz możesz już pan śmiało jechać — zaopiniowała gorliwa dama, siadając.
— Ależ pani, tak jestem wzruszony, że nie umiem nawet wyrazić pani mojej wdzięczności. Ale gdyby pani wiedziała, jak mi bardzo pilno, każda chwila jest droga. Ta kwota, którą mi pani przyrzekła w wielkoduszności swojej czy mogę na nią liczyć? Pani musiała słyszeć, że kocham pewną osobę, mimo, że zaręczony jestem z Katią, chciałem powiedzieć z Katarzyną Iwanówną. Otóż dla niej, dla niej to właśnie potrzebne mi owe trzy tysiące, bo Katię dawno już zdradziłem. Wiem, że postępowanie moje z Katią było nieludzkie i niehonorowe, może więc pani sama pogardza mną za to, że pokochałem tę kobietę, ale ja bez niej żyć nie mogę. I dlatego właśnie te trzy tysiące...
— Przestań pan, Dymitrze Fedorowiczu — przerwała pani Chachłakow — a przedewszystkiem zostaw pan w spokoju wszystkie kobiety. Kobiety