Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ność być naprawdę ojcem. Powiedz mu, że sam Bóg zsyła mu tę sposobność.
— Mitia! on ci za nic nie da.
— Wiem, że nie da — doskonale wiem. A zwłaszcza teraz. Wiem, że w tych dniach powiedziano mi poraz pierwszy, że to może na seryo. On wie, że z jej charakterem wszystko być może, zna on ją dobrze. Otóż prosta rzecz, że nie zechce ułatwiać mi połączenie się z nią i dawać na to pieniądze, skoro sam kocha się w niej bez pamięci. Więcej ci jeszcze powiem. Wiem, że od pięciu dni ma trzy tysiące w domu, ułożone pięknie w pakiet, w kopercie zapieczętowanej, przewiązanej różową wstążeczką. Na kopercie tej stoi napis: „Dla mego anioła, Gruszeńki, jeżeli przyjdzie“. Sam to wszystko przygotował w największej tajemnicy i nikt nie wie o tem, prócz lokaja, Smerdiakowa, któremu stary ślepo ufa. Trzeci już, czy czwarty dzień czeka na przyjście Gruszy, której dał znać o owym pakiecie, ona zaś odpowiedziała podobno: „Może i przyjdę“. Otóż, jeżeli ona naprawdę przyjdzie do starego, czyż będę mógł się z nią żenić? Rozumiesz teraz, dlaczego siedzę tu w sekrecie na straży.
— Na nią czekasz?
— Tak. Mieszka tu dawny mój żołnierz, Tomasz, który tu jest stróżem i korzystam z jego izdebki i siedzę tu bez wiedzy właściciela domu, a nawet bez jego wiedzy.
— A Smerdiakow wie?