Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka, który mieszkał w samotnej celi za klasztorną pasieką, a odwiedziny te wywarły na nim piorunujące, wprost straszne, wrażenie. Ojciec Ferapont był zawziętym przeciwnikiem starca Zosimy, i wogóle nie uznawał instytucyi starców, uważając ją za szkodliwy nowomodny wymysł. Był to przeciwnik bardzo niebezpieczny, bo wszyscy prawie braciszkowie stali po jego stronie, a i postronni szanowali go bardzo za jego wielką pobożność i umartwienia, jakim się poddawał. Zachowywał on najścilejszy post i milczenie, a przytem miał opinię człowieka jakby trochę „nawiedzonego”, co nie szkodziło mu, bynajmniej, owszem, zwiększało jego urok. Ferapont nie wchodził nigdy do celi starca Zosimy. Mimo, że mieszkał przy klasztorze, nie wymagano od niego spełniania wszystkich reguł, uwzględniając nienormalny stan jego umysłu. Liczył on przeszło 75 lat; mieszkał w starej, nawpół rozwalonej drewnianej celi, zbudowanej jeszcze w XVIII wieku dla pewnego, wielce także zasłużonego w postach i modlitwie zakonnika, ojca Jony, który przeżył 105 lat, i o którego czynach krążyły do dziś dnia po klasztorze bardzo ciekawe legendy. Ojciec Ferapont wywalczył sobie zaledwie przed siedmiu laty prawo mieszkania w tej samotnej celi, a właściwie chałupie, która wewnątrz wyglądała na kaplicę, z powodu, że ściany jej zawieszone były ogromną ilością obrazów, przed którymi paliły się olejne lampki. Podtrzymywanie tego nieustannego światła było jednym z ważniejszych obowiązków ojca Feraponta.