Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-1.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolwiek bliższa obecność krępuje już mnie i razi. Zdolny jestem znienawidzieć w ciągu 24 godzin najzacniejszego człowieka za to tylko, że jeden siedzi za długo przy obiedzie, a drugi uciera nosa za często. Słowem, staję się wrogiem wszystkich, którzy mają ze mną styczność, co mi nie przeszkadza coraz goręcej i płomienniej kochać ludzkość całą.”
— No i co robić w takim razie? co robić? To może przecież doprowadzić do rozpaczy.
— To już bardzo wiele, że zdaje pani sobie sprawę z usposobienia swego. Chociaż jeśli mi pani to wszystko wyznała jedynie dla uzyskania pochwały za szczerość swoją, to nie doprowadzi to pani wcale do udoskonalenia się w czynnej miłości, pozostanie pani przy swoich marzeniach, a życie przejdzie, jak marny cień. Gdy, przeciwnie, skoro pani przejdzie do czynnej miłości, obawy pani przeminą, znikną niepewności co do przyszłego życia.
— Przerażacie mnie, ojcze, waszą przenikliwością. Przekonałam się dopiero teraz, w chwili, gdym mówiła z wami, że oczekiwałam, wistocie, pochwały z ust waszych za szczerość, z jaką wyznałam niezdolność swą do znoszenia niewdzięczności. To zupełnie, jakbyście mnie podsłuchali, odgadli, nauczyli rozumieć samą siebie.
— W każdym razie pani jest naprawdę dobra, a z tego, co pani o sobie mówi, widocznem jest, że się pani znajduje na dobrej drodze — tylko nie należy z niej schodzić. Staraj się pani przedewszystkiem unikać kłamstwa, a zwłaszcza okła-