Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pobycie w Japonji, nigdy już sobie nie pozwalają na niegrzeczne żarty względem gejszy.
Larsen spojrzał na Mali-San. Siedziała ze spuszczonemi oczami i ciężko oddychała.
Gdy wzburzona właścicielka hotelu odeszła, gejsza uśmiechnęła się boleśnie i szepnęła:
— Ten obcokrajowiec zna nasze obyczaje, lecz widzi kwiatek kamelji w moich włosach i dlatego pozwala sobie na napastowanie mnie i na niegrzeczność...
Larsen nie chciał rozpytywać Mali-San o znaczenie kwiatu kamelji, zdawało mu się, zresztą, że wszystko rozumie. Gejsza po chwili zaproponowała mu przechadzkę po ogrodzie. Zgodził się natychmiast. Weszli w aleję wśród drzew i usiedli na plecionej kanapce. Zdala dochodziły ich śmiechy i śpiewy pijanego towarzystwa, zabawiającego się w hotelu. Za parkanem z przystrzyżonych akacyj, niewidzialny muzyk grał na „koto“ i coś sobie mruczał pod nosem. Darły się cykady, rade z ciepłej nocy księżycowej. Od czasu do czasu pluskała, płaszcząc się na piasku, nadbiegająca fala.
Milczeli oboje, zasłuchani i pełni drażniącego oczekiwania. Pierwsza odezwała się dziewczyna:
— Przed rokiem pokochałam cudzoziemca. Był bardzo dobry dla mnie. Wykupił mnie od przedsiębiorcy i obiecał, że zawiezie do swego