Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tniej karty zbrodnią ludzką. Czekajcie zguby Jenoszimy! Czekajcie!...
Skończył i odszedł, nawet nie rzuciwszy słów pożegnania...
Minęło od tego dnia kilka miesięcy i hufce podziemnych szatanów ruszyły do boju. Wylały roztopione wnętrze Asamy na łany i miasta, przysypały żrącym, palącym popiołem, rzuciły do domu płonące żagwie, a po nich pomknęły na wstrząsaną, kołyszącą się ziemię, dygocącą, jak gdyby w ostatniem zmaganiu się ze śmiercią, białe szeregi mściwej Amaterazu — bałwany morskie, odrywające skały od piersi gór, znoszące do szczętu lasy, łany i potężne sziro — zamki...
Drgnęła, pochyliła się i runęła Jenoszima, tworząc potworny wir, w którym ginęły krypy żaglowe, łodzie rybackie i okręty, walczące z morzem...
Czy uszli śmierci zwinny i wesoły rybak Soni Kamura i wysmukła, z bronzu rzeźbiona Nisi Omori? Czy miłość ich znikła bez śladu razem z Jenoszimą tam, gdzie się rozwarła paszcza otchłani, głęboka na trzy kilometry, i gdzie w księżycowe noce nad morzem snują się mgławicowe widma ofiar krwawego Jugawy, wychodźcy z nieznanej, zaginionej krainy?...