Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Larsen uścisnął małą, ciemną dłoń Japończyka i uśmiechnął się.
— Nie umiem mówić po japońsku! — odezwał się po angielsku.
Urzędnik poczty zrozumiał, kiwnął głową i wskazał Szwedowi na tarasik przed swoim domkiem, ruchem ręki zapraszając go. Larsen, wciąż się uśmiechając, poszedł.
Wkrótce siedzieli na podłodze, na miękkich poduszkach i spoglądali na siebie w milczeniu. Wreszcie Japończyk klasnął w dłonie i coś zawołał, zwracając się do wnętrza domku. Po chwili wyszła młoda kobieta z tacką, zastawioną imbryczkiem, filiżaneczkami i spodeczkami z łakociami i cukrem. Uklękła przed gościem, złożyła pokłon do ziemi i zaczęła nalewać herbatę, poczem z równie niskim pokłonem odeszła. Gospodarz tymczasem wydobył z szafki mapkę Europy, i coś mówiąc, podał ją Larsenowi. Ten zrozumiał o co chodziło Japończykowi, dotknął swojej piersi palcem, a później wskazał na Skandynawję.
— Oe! Swiden-zin! O, — Szwed! — zawołał urzędnik.
— Yes! — odpowiedział, ucieszony z pomyślnie rozpoczętej rozmowy Larsen.
— Yes! — poważnym głosem powtórzył Japończyk.
Rozmowa się urwała. Pili herbatę i każdy