Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i tłoczą pod skorupą lodową, a, poczuwszy przerąbany otwór, cisną się do niego, nie widząc, że jest już zewsząd otoczony sieciami.
W drugiej połowie wiosny i aż do pierwszych mrozów po brzegach rzek tkwią „kurenie“ rybackie. W tych szałasach trzcinowych mieszkają łowcy; przybywają do nich wysłańcy przedsiębiorstw, skupujących plon połowu. W lecie przy kureniach znaleźć można dobrze urządzone w ziemi lodownie, osłonione przed słońcem strzechami z grubych warstw oczeretu i wysuszonego torfu.
W puszczy niemniej drapieżnie grasuje człowiek leśny.
Od dzieciństwa aż do śmierci trwa włóczęga jego po haszczach. Myszkuje on w nich, wybierając jajka i pisklęta z gniazd i rąbiąc młode dęby nieraz poto tylko, aby po roku na ich gnijących pniach wyrósł biały grzyb — „kulinka“, — miękki i smaczny. Następnego lata twardnieje on, stając się hubką — „skrypielem“, dobrym na wykurzanie miljonowych rojów komarów z chat i szałasów.
Błąkając się w kniei od zarania swego życia, Poleszuk poznał ją, wczuł się w nią i połączył duszę swoją z jej tajemnem bytowaniem, z jej mrokiem i ciężkiemi oparami. Z niej to wchłonął on czarną chmarę przesądów i guseł, od niej — to posłyszał prastare echa dawnych kultów pogańskich i do życia ponownie je powołał.