Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wtedy, gdy nic nie robi, bo już uczynił wszystko, co było w jego mocy. W borze, na piachach wyrosłym, cisza panuje głucha, bo nie mąci jej świergot ptactwa drobnego, kwilenie jastrzębi i miarowe kucie dzięciołów. Zrzadka tylko z furkotem skrzydeł „pryśnie“ w gąszczu podszycia jarząbek i, wpadłszy na suchą gałąź, zniknie na niej, niby widmo, w bezruchu swym do narości lub sęka podobny. Śmignie z drzewa na drzewo wiewiórka chyża; przed zachodem słońca nadleci czereda skrzydlatego drobiazgu, spłoszonego przez sójkę lub srokę, czasem — zakracze kruk lub wyda skwir przeciągły czemś nagle strwożona kania i — znowu cisza rozpiera się w borze, od serca