Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie z palącym się w nich łojem lub oliwą, płonęło też kilka pochodni. Tłum otaczał cały plac, pośrodku zaś stało twarzami do siebie czternastu Berberów.
Siedmiu z nich w białych burnusach, przepasanych powrozami, z gołemi głowami, bosemi nogami i natchnionemi, wychudzonemi twarzami, śpiewało sakramentalną modlitwę:

Bismi Llachi Rahmani r-Rahim
Hua Llahu elladhi la ilaha illa hua[1]!

Innych siedmiu zapamiętale dęło w trąby i biło w tamburyny.
Po chwili muzykanci zaczęli się cofać drobnemi krokami, a śpiewający Berberowie postępować za nimi. Później role się zmieniły, — cofali się śpiewacy, sunęli naprzód grajkowie. Przypominało to znaną figurę z kontredansa. Chodzenie to tam i zpowrotem powtarzało się długo. Mój przewodnik twierdził, że 99 razy, stosownie do 99-ciu imion Allaha.
Istotnie, zmieniając kierunek ruchu, śpiewający wymieniali poszczególne imiona.
Słyszałem: Rahim, Malik el Mulk, Muhaimin, Adl, Muhyi, Nur...[2].

Dreptanie to skończyło się wtedy, gdy odśpiewali wszystko i gdy zjawił się słynny marabut Sidi Mohammed Belkacem el Hamel bel Hadż, stryj i następca świętej Lalla Zineb. Marabut otyły, o poważnej, wypieszczonej twarzy i długiej, kruczej, już siwiejącej brodzie, powiedział kilka słów i dotknął pulchną dłonią kornie schylonych przed nim głów śpiewających i grających tubylców. Uczyniwszy to, skierował się do meczetu, za nim podążyli pobożni „mumeni“[3].

  1. W imię Boga miłościwego i miłosiernego, w imię tego, poza którym niema innego Boga.
  2. Miłosierny, Król Królów, Obrońca, Sprawiedliwy, Dający Zmartwychwstanie, Światło.
  3. Prawowierny muzułmanin.