Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Salamu alejkum![1]
— Alejkum es salam... — mówię, trochę zmieszany, lecz myśliwskie serce nie dopuszcza zwłoki, więc znowu pytam:
— Halluf?
Berber skinął ręką poza siebie.
Zobaczyłem konia. Szedł o kilkadziesiąt kroków za swym panem, ostrożnie stąpając po pochyłem zboczu góry, pokrytej śliską warstwą opadłego igliwia, omijając kamienie i krzaki. Przerzucony przez siodło, wsiał dzik.
Obejrzałem go, miał kulę za uchem. Dobry, pewny strzał!
Tylko chyba Berber lub Tuareg, z siodła, w biegu konia potrafi tak dokładnie umieścić kulę i to nie z jakiegoś Winchestera lub Mauzera, a z karabinu, wyrabianego przez zwykłych „heddad“ — kowali-rusznikarzy!
Poczęstowałem Berbera papierosem, wsiadłem do samochodu i pojechałem dalej.
Szofer stanął w Aumale, przed hotelem.
— Przejechaliśmy 125 kilometrów! — oznajmił — Tu musimy zjeść obiad.
— Zjemy! — odparłem — A ile pozostaje nam do Bu-Saada?
— Drugie tyle, — odparł, majstrując w maszynie.
Poszedłem do restauracji, aby się umyć, oczyścić z kurzu i zamówić obiad.
W oczekiwaniu szofera wyszedłem na miasto; przechodząc około jednego z budynków, ujrzałem napis „Muzeum.“
— W tem małem, nic ciekawego nie przedstawiającem Aumale, istnieje muzeum? To zabawne! — myślałem, wchodząc do budynku.
Nie pożałowałem tego, gdyż dowiedziałem się dużo ciekawych rzeczy.

Aumale — to nowa francuska nazwa miasteczka, które jednak znane było bardzo dawno, gdyż jeszcze

  1. Bądź pozdrowiony.