Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu gwarno i hałaśliwie.
Przez otwarte naoścież drzwi i przez zakratowane okna padają na nierówny bruk smugi i plamy światła. Zapachy potraw, zaprawionych czosnkiem, cebulą, oliwą i czerwonym pieprzem, aromat kawy i mięty, dym benzoesu, tytoniu, kifu, mirry i nardu tworzą podniecającą, denerwującą woń.
Jaskrawe, barwne stroje kobiet półnagich, ich zamglone, nieprzytomne spojrzenia, głosy ostre, wołające ku sobie nieznanego kochanka, pożądliwe ruchy ramion i obnażonych piersi; brutalne zaproszenia i bezczelne oczy młodych Arabów; jękliwe śmiechy starych, potwornych wiedźm, rozdziawiających czarne paszcze, pełne zgniłych słów i zgniłych zębów; milczące, chyłkiem skradające się postacie mężczyzn, wchodzących i wychodzących z tych zgiełkliwych, ohydnych domów; tłumy młodzieńców w mistycznym zachwycie zapatrzonych w okno z siedzącą w niem nagą dziewczyną, rozczesującą falę gęstych, czarnych włosów; tupot tańczących nóg; przeraźliwe krzyki kobiet; wycie bawiącego się tłumu; brzęk naczyń; warkot bębnów i tamburynów; zawodzenie klarnetu; brzdąkanie gitary; szlochająca skarga arabskich skrzypiec... wszystko połączyło się w jeden wzrokowy i słuchowy akord, fałszywy, pogmatwany, a mimo to — podniecający.
Zdaleka dobiega ryk odchodzącego parowca towarowego, turkot pociągu, niemilknący gwar europejskiej dzielnicy, a tuż obok tego Babilonu, Sodomy i Gomory — cichy, śpiewny głos pobożnego mumena powtarza raz po raz mistyczne imiona Allaha Akbar, Allaha Muhaimin...
W kawiarniach usługujący chłopcy hałaśliwie czyszczą mosiężne naczynia do kawy, śmieją się i baraszkują; goście śpiewają, klaszczą w dłonie; gracze szczękają wyrzucanemi na stół kośćmi; muzykanci wydobywają tęskne melodje ze swoich jęczących, monotonnych instrumentów; jakiś spóźniony żebrak baso-