Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widziały jej oczy, co słyszały uszy za temi grubemi murami.
W ciemnych kątach, w mroku przejść pod balkonami, w załamaniach ulic i domów, czają się nieuchwytne, szare, chybkie cienie. Majaczą, kryjąc się przed okiem przechodnia, miotają się, czołgają, przebiegają z jednej strony ulicy na drugą i znikają w czarnych szczelinach murów, w szparach starych, cedrowych drzwi.
Z pluskiem pada skrząca się struga wody do basenu fontanny, dzwonią mknące ku morzu potoki wody w rynsztokach.
Domy stają się uśpione i milczące. Czasem mignie marmurowa, pożółkła framuga wspaniałych drzwi, zabłyśnie w świetle latarni ulicznej majolikowa rama okna i misterne sploty żelaznego okratowania okna, co jak martwe oko wyziera białawą, nieżywą plamą.
Nigdzie nie odezwie się człowiek, nigdzie pies nie zaszczeka.
Prześlizgnie się czasem tajemniczy mieszkaniec podziemi i ruin — zagadkowy, milczący szczur, mignie czatujący na zdobycz bezdomny kot, cyknie miotający się w szalonym pościgu za ćmą nietoperz...
Lecz znikają te domy milczące i ciemne, dawna siedziba korsarzy, bejów i janczarów, przytułek namiętnej i skwarnej miłości, piekło poniewierki i męczeństwa tysięcy umierających tu w beznadziejności niewolników...
Coraz częściej spotykam ludzi: milczących, dążących w pośpiechu mężczyzn, szczelnie owinięte w burnusy kobiety, poprzedzane przez sługę z latarką w ręku...
Wszyscy dążą tam, gdzie uliczki pną się w górę prawie pionowo, przebiegają zaułkami o długich, połamanych stopniach kamiennych, o głębokich, ciemnych niszach w murach, ze śpiącymi w nich żebrakami i nocnymi stróżami.