Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapraszam was, towarzysze milites[1], na natychmiastową naradę.
Nic więcej nie powiedział „dux superior“, lecz wszyscy zrozumieli, że stało się coś bardzo ważnego, skoro z Rzymu przysłano takiego pełnomocnika z nieograniczonemi prawami, co się zdarzało tylko w wypadkach wyjątkowych.
— Dobre to, czy złe? — pytano się wzajemnie.
Na to nie było żadnej odpowiedzi, gdyż nikt nie mógł wyczytać z twarzy młodego wodza ukrytych myśli.
Tylko kobiety porobiły szereg spostrzeżeń i podzieliły się z niemi ze swymi mężami i ojcami. Dostrzegły one drobną sieć zmarszczek koło oczu i na skroniach Marka, co świadczyło, że nie był taki młody, jak się na pozór wydawał. Dojrzały też, że gdy w mowie przechodził na niski ton, głos jego stawał się syczącym i zimnym, co zmuszało niedowierzać jego przejrzystym, prawie pacholęcym oczom. Gdy milczał, mocno zaciskał wargi, a wtedy koło uszu poruszały się guzy naprężonych mięśni.
— Ten wódz umie rozkazywać i zmuszać do posłuszeństwa. Jego słowo zawsze jest rozkazem! — mówiły kobiety.
Tego jednak było mało, aby uspokoić trwogę, zakradającą się w serca obywateli Timgadu. Dla trwogi tej zaś było dużo przyczyn.

Rzym, zagarnąwszy po wojnach punickich Maurytanję cesarską, Maurytanję Tingitana i ziemie nubijskie, z nadzwyczajną szybkością i energją zaczął się posuwać od wybrzeża Morza Śródziemnego na południe, dochodząc aż do północnej Sahary, do Bescery i Wysokiego Atlasu. Podbiwszy i ujarzmiwszy liczne plemiona berberyjskie, które, zawdzięczając swojej organizacji społecznej, mogły przedstawiać pewne niebezpieczeństwo dla dzieła Rzymu w Afryce, Senat zatrzymał swoje legjony na granicy tych obszarów, gdzie słabe i bezładne przerzucały się z miejsca na mie sce

  1. Wojownicy, żołnierze.