Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Małe, schludne domki francuskie toną w zieleni sadów owocowych, a tu i owdzie, w gąszczu krzaków i drzew, widnieją liczne resztki gmachów tego przedmieścia rzymskiej Lambezy.
Na polach okolicznych, na spadkach i szczytach gór, — wszędzie rozrzucone w nieładzie głazy, ciosane rękoma niewolników, pracujących „ad gloriam Romae“, resztki cegły i dachówek, naczyń glinianych i szklanych, odłamki marmurowych kolumn i tak bez końca, aż do wielkiej kotliny, na dnie której zdumionym oczom podróżnika ukazuje się nagle dawny Thamugadi, — obecny Timgad. Jest to duże miasto, otoczone ze wszech stron górami; w jednem tylko miejscu rozchodzą się one, tworząc kurytarz, gdzie biegnie droga na Lambezę i Batnę, w tym samym kierunku, w jakim biegła za Rzymian.
Zdaleka już rozpoznać można dwie wysokie, wysmukłe kolumny, strzelające ku obojętnemu lazurowemu niebu.
Jest to Kapitol, tron Jowisza, ojca bogów i ludzi, opiekuna kraju, dokąd imię jego zanieśli zakuci w miedź wojownicy Rzymu.
Zatrzymujemy się przy muzeum, lecz, niestety, dyrektora niema w Timgad, z tego powodu zmuszony jestem posługiwać się objaśnieniami Araba-dozorcy i pięknem dziełem p. Alberta Ballu[1].

Każdy krok, każdy rzut oka świadczą, że idę płytami, któremi jechały bojowe wozy Rzymian lub długie, o ciężkich, okutych żelazem kołach, furgony, dostarczające tu z okolic potrzebne pożywienie i materjały; bo oto widzę dwa głębokie wyżłobienia, ciągnące się wzdłuż wykładanych grubemi płytami ulic, przecinających miasto, — podnoszę się szerokiemi stopniami do sali świątyni zwycięstwa; pozostały po niej stopnie, potężne fundamenta, trochę murów i piękne kolumny; widzę łaźnie publiczne, bazylikę, ruiny olbrzymiego teatru, wspaniały Kapitol. Stoję w cieniu

  1. Guide illustré de Timgad. Paris, 1924.