Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nalazł kilka głębokich jaskiń, podobnych do kurytarzy, idących daleko pod ziemię. Było to jedyne miejsce, wymarzone dla poszukiwacza skarbów. Wybrawszy najpewniejszą skrytkę, umieścił tu dziewczynę i rzekł:
„Dwa, a może i trzy dni tu spędzisz, bo zbóje ścigają nas. Siedź więc cicho, jak sowa w dziuple, i na żadne wołania nie odzywaj się, chyba, że powiedzą ci: „Mahmed el-Kef“, to znaczy — ja! A teraz popłynę po jedzenie, bo czuję głód, a i ty, piękna Luteł, z pewnością zjesz coś dobrego?“
„In cza Allah!“ — odparła dziewczyna tradycyjnym frazesem.
„Yok! Bardzo elegancko mówisz! — zaśmiał się Mahmed. — A więc niech Allah ma cię w swej opiece! Przed północą będę z powrotem Allah jaunek!“
Chłopak spełnił, co przyrzekł. Powrócił przed północą. Przywiózł z sobą koszyk z zimnem mięsiwem, butelkę herbaty i owoce.
Gdy spożyli kolację przy blaskach małej świeczki, Mahmed zapalił papierosa i rzekł do dziewczyny:
„Na Si bu Medina! Muszę ci odkryć prawdę. Jesteś porwana powtórnie. Złodziej okradł złodzieja.“
Mówiąc to, wybuchnął głośnym śmiechem, ale, gdy dziewczyna zaczęła głośno szlochać, rzekł poważnym głosem:
„Nie płacz i nie rozpaczaj, dziewczyno! Jest różnica między złodziejami. Tamci sprzedaliby ciebie innym i nigdybyś już nie ujrzała progu domu twego ojca. Ja zaś oddam cię jemu, jeżeli on mi dobrze zapłaci za ocalenie swojej pięknej córki. Rozumiesz?...“
„Rozumiem! — zawołała radośnie dziewczyna. — Dam ci list do ojca. On — bogaty i niczego dla mnie nie pożałuje!“
„List? — zapytał Mahmed i zamyślił się — O nie, to będzie źle!... Zamiast franków twój ojciec odda mnie w ręce kadiego, który kijami zmusi mnie do oddania ciebie, a później będę się wałęsał po sądach