Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rumiany major nie stosował, bo oczy miał już mętne, a chód zupełnie niepewny.
Nareszcie pułkownik klasnął w dłonie i donośnym głosem, niby komendę, rzucił:
— Panie i panowie oficerowie! Proszę do stołu, gdzie powinny królować wesołość i przyjaźń. Niech niewidzialni zasiądą na najwyższem miejscu krotochwilny i zuchwały Bachus obok tajemniczej a słodkiej Venus! Bardzo proszę!
Hans znalazł swoje miejsce naprzeciwko pułkownika. Obok niego siedziała młoda, blada panienka, prawie dziecko jeszcze, i patrzyła dokoła nieprzytomnym wzrokiem wylęknionych oczu.
Oficer wymienił swoje nazwisko i zaczął częstować sąsiadkę, która jednak nie tknęła niczego, co chwila podnosząc ramiona i zaciskając blade, chude dłonie.
— Pani jest paryżanką? — zapytał Hans.
— Nie! Jestem z Leodjum... — szepnęła, podnosząc na niego ciemne, błagające oczy.
— Jaka szkoda! — rzekł zimnym tonem.
— Dlaczego? — spytała, prawie nie poruszając ustami.
— Belgja nie powinna była trzymać się Francji! — odparł. — Macie w sobie chyba zaledwie piątą część krwi gallijskiej, a resztę stanowi krew flamandzka, pokrewna germańskiej...
Blada panienka nic nie odpowiedziała, coraz silniej zaciskała blade ręce i wpatrywała się w dumną, ponurą twarz starszej damy w czarnej sukni.
— Kto jest ta pani? — zapytał Hans, wychylając kieliszek koniaku.
— Hrabina Debausse, nasza przełożona, — odpowiedziała cichym głosem.
— Debausse? Debausse?... — powtórzył oficer. Skądciś znam to nazwisko.
Zaczął przypominać sobie, nie patrząc na bladą, milczącą sąsiadkę. Nagle odezwała się w nim głuchym bólem zadana w dzieciństwie pierwsza rana:
Zatoka Przyjaźni... Park Mon-Repos... Manon de Chevalier, wybierająca się zamąż za młodego hrabiego Debausse, bo niósł z sobą bogate stroje i bry-