Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W sąsiednim dużymi pokoju, gdzie stały miękkie meble, fortepian, duży okrągły stół, zawalony francuskiemi dziennikami, i kilka szaf z książkami, zebrane było całe towarzystwo.
Pułkownik Volkmann, paląc cygaro, siedział rozparty na skórzanej kanapie i bawił niemłodą, lecz wyniosłą damę o dumnej twarzy i surowych oczach. Miała na sobie czarną suknię i znak Czerwonego Krzyża zamiast broszki.
Hans usłyszał słowa pułkownika.
— O droga pani! Niech mnie pani nie przeraża! Cóż w tam jest złego, że zaprosiliśmy panią i jej urocze pomocnice na ucztę zwycięzców? Przepraszamy za to, że będzie to tylko zwykła żołnierska uczta. Cha! Cha!
— Zwracam uwagę pana pułkownika, że personel naszego szpitala złożony jest z pań i panien, pochodzących z najlepszych rodzin. Należymy do organizacji Czerwonego Krzyża, wreszcie...
— Tem lepiej, tem lepiej, droga pani! — śmiał się Volkmann. — Jesteśmy oficerami gwardji, nawykłymi do najlepszego towarzystwa. Potrafimy to ocenić, proszę mi wierzyć! Co zaś do owego straszenia nas Czerwonym Krzyżem, to poza tem, iż niebardzo nas ten fakt wzrusza, muszę zaznaczyć, że panie nie posiadają legitymacyj odpowiednich...
— Stawiłyśmy się w Sézanne dopiero przedwczoraj i nie zdążono zaopatrzyć nas w legitymacje! — broniła się, wyniośle patrząc na niedbale rozpartego pułkownika.
— Niema to żadnego znaczenia, chére madame... — rzekł, pochylając się ku niej Volkmann, lecz w tej chwili spostrzegł wchodzącego lejtenanta.
— Przedstawię pani bardzo miłego oficera, dobrze mówiącego po francusku. Hallo, kuzynie, chodź-no tu do nas!
Hans zaczął rozmawiać z siedzącą panią, coraz bardziej wyniosłą i ponurą. Volkmann oddawał ostatnie rozkazy usługującym ordynansom i naradzał się z mistrzem ceremonji, małym, tłustym majorem Zuhalten, nazywanym powszechnie „Halt“. Widocznem jednak było, że tego zbawczego rozkazu do samego siebie