Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się bez śladu współczucie i rozczulenie, prysnęło nagle pełne niemocy rozmarzenie i żarem dyszące wzruszenie, które kazało zapomnieć o wszystkiem, wszystko wytłumaczyć i przebaczyć.
Przemówił rozum, przywołał na pomoc wspomnienia niedawne i porówniania...
Bez powodu, dla kaprysu, zburzona Patrie-en-fleurs, dzikie okrzyki, namiętna improwizacja o miłości gaucza i szynkarki, drażniące tańce, a teraz nagle, niepojęte przejście do beznadziei, poniżenia własnej ojczyzny, jakaś rozpaczliwa spowiedź publiczna przed nią, mało znaną cudzoziemką, a po chwili znowu te oczy zamglone, te miotające się z głębi źrenic płomienie, te dłonie gorące i zuchwałe, nabrzmiałe krwią policzki, usta palące i takie obce nastrojowi słowo — „szaleję!“...
— Niepewny naród! — odezwało się wspomnienie echem słyszanego niegdyś słowa.
— Dzicz! — padło drugie.
Wynurzyły się, jak żywe na chwile zapomniane obrazy.
Smagający pięknego konia Borys; zuchwała, bezczelna postawa zjeżdżającego z toru oficera; ponury Alfred Małachowski, opierający nogę na piersi leżącego wroga; źrenice niezbadane, zmienne, zwodnicze, maska bez oczu; zakradający się, podstępny, brutalny lub pokorny głos...
Kultura setek pokoleń, głęboka myśl francuskiego narodu, wytworność czynów, nieubłagana, matematyczna logika i takt rasy zatriumfowały.
Odsunęła się nagle od swego towarzysza i spokojnym, pogodnym głosem rzekła:
— Biedny, biedny Borysie! Nie trzeba rozpaczać. Całe życie przed panem. Wszystko złe przeminie i ulegnie naprawie!
— Nic się nie naprawi w Rosji — odparł, zamierzając powrócić do pierwotnego tematu i wyrzucając sobie w duchu zbytni pośpiech. — Tam tylko bomby... rada jedyna...
— Przychodzi pan do wniosków Alfreda Małachowskiego? — zapytała, podnosząc się i patrząc na niego z lekkiem szyderstwem.