Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powinien on zapomnieć o łupiestwie i napadach na słabszych, przeistoczyć się w walkę, chociażby zbrojną o swoją zagrożoną duchową kulturę i honor narodowy — objaśnił Laski.
— Więc znowu wojna? — zapytał Hans von Essen, smutnie kiwając głową.
— Nie! Lecz zbrojenie się jako przygotowanie do obrony. Jeszcze starożytni mówili: „si vis pacem, para bellum.“ Jestem tego przekonania, że nie wolno sztucznie ograniczać zbrojeń, bo to jest niemożliwe i daje powód dla ciągłej podejrzliwości i wrogości. Naród, który chce się zbroić, będzie się zbroił. Któż zdoła wyśledzić przy obecnym stanie wynalazków — zbrojenia chemiczne, naprzykład? Tylko pewne swoich sił państwo może dojść do dobrobytu i prawdziwego pokoju. Tak było z Wielką Brytanją do chwili...
— Póki Niemcy nie stanęły na jej drodze — dorzucił Joe.
— O, nie! — potrząsając głową przecząco, zawołał Łaski — od chwili, gdy pozwoliła wybujać nacjonalizmowi...
O! — mruknął Leyston.
— Wojujący, zaborczy nacjonalizm, tępiący innych, bez moralnych przyczyn to niebezpieczna choroba! — dodał profesor.
— Jednak rząd polski zagarnął Śląsk, Wielkopolskę i korytarz gdański! — ze śmiechem szyderczym zawołał jeden z Niemców. — Daleki to dystans od marzeń o Księstwie Warszawskiem!
— W Księstwie Warszawskiem nasi przodkowie chcieli widzieć zarodek naszej niepodległości — dobitnym głosem powiedział Łaski. — My zaś już mogliśmy, zawdzięczając legjonom, odrestaurować prawie całą dawną Polskę. Nie byliśmy nigdy pokonani zbrojnie. Nas poprostu obrabowano w chwili słabości, wiec zażądaliśmy zwrotu naszego mienia, zagarniętego niegdyś... Nie marzymy o Brandenburgji, Prusach i Kurlandji, bo, chociaż mamy do nich prawo historyczne, nie wchodziły one w odwieczne granice dawnej Polski!
Zapadło milczenie.
Pierwszy odezwał się sekretarz niemieckiej delegacji: