Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tąd tu do was do Ossowa... Nie mamy siwych włosów, ale serca nam już dawno zsiwiały, bracie...
Młoda twarz spochmurniała nagle, a westchnienie podniosło pierś.
— Tak! To prawda! — prawie krzyknął wieśniak i, schwyciwszy rękę kaprala, do ust pociągnął.
— Co wy robicie?! — zawołał zdumiony chłopak i zmieszany odszedł.
— Takie dzieciuchy, a święte to i mądre! — szeptał wieśniak. — Cud się dzieje... Cud Boży!
W sąsiedniej izbie sierżant — student politechniki objaśniał kolegom, jak się robi proch.
Jakiś żołnierz — piegowaty, o drwiącej twarzy robotnik słuchał uważnie, a potem rzucił:
— Tyle wiecie... Phi, phi! Na dyrektora fabryki wykierujecie się...
— Niby poto uczyłem się tak długo — odparł sierżant.
— To i będziecie!
— Nie wiem i nie myślę o tem. Na wojnie jestem i tem tylko żyję. Jestem prostym robotnikiem, wykuwającym zwycięstwo polskie — rzucił sierżant.
— I niczego więcej nie pragniecie? — spytał piegowaty żołnierz.
— A niczego!
— Ja też niczego więcej nie chcę!
— Któżby chciał, gdy taki ognisty przyszedł czas? — zaśmiał się student.
— Pewno! — zgodził się żołnierz i zaczął skręcać papierosa.
— Dobrze z tem się czujemy — ciągnął sierżant. — Dobrze, bo nie dla siebie pracujemy, a dla wszystkich, i to nie w słowach, a w istocie... Bez sztuk i obłudy, uczciwie i dla wszystkich, dla całego narodu i kraju!
— Uczciwiej nikt nie potrafi! — zgodził się robotnik i zaśmiał się:
— Ot! macie! Już trąbka gra... Wstawać wiara!
W okopach Małachowski spostrzegł dwu nowych ochotników, dopiero wczoraj przybyłych.