Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż, panie Leyston, nie biega pan więcej na dalekie dystanse? — zapytała Manon, dolewając Joemu wina i podsuwając wazę z owocami.
No! — odparł z suchym śmiechem. — W czasie wojny biegałem do Indyj, Mezopotamji, Kanady i Australji, lecz na statkach. Porzuciłem sport i, jako emeryt, grywam w tennisa i hokkey...
— Tak — starzejemy się! — krzyknął Wilson, powracając z balkonu, gdzie palił fajkę. — Ja gram jeszcze w foot-ball, lecz w ekipie mocno zasłużonych rekords-menów. Cha! cha!
Hans słuchał i uśmiechał się łagodnie.
— Kto swój sport uprawia bez przerwy, to pan Małachowski! — zażartował po chwili kapitan. — Szabla i karabin — codzienny sport w życiu żołnierskiem!
— Tak! — zaśmiał się Alfred. — Muszę jednak przyznać, że wołałbym zręczność swoją wypróbować na innem polu.
To mówiąc, wychylił swój kieliszek, spojrzał na Manon i, wstając, powiedział:
— Za długo siedzimy i nużymy gościnnego gospodarza... Zbyt dużo on dziś sobie pozwolił! Jakto tam z temperaturą teraz będzie? Przewiduję wielką kłótnię z panną de Chevalier... Chodźmy, panowie!
Wszyscy zaczęli żegnać Hansa.
— Idźcie, panowie, do parku! Ja tam też przyjdę wkrótce. Muszę tylko wykłócić się z kapitanem o temperaturę i za karę dać mu lekarstwo — mówiła Manon, odprowadzając gości.
— Pani pójdzie z nimi? — zapytał chory, gdy pozostali sami.
— Tak! — odparła. — Chcę spotkać mamę, która jest na spacerze z Henrykiem.
— Kiedyż ja zobaczę Henryka? — szepnął. — Już go bardzo kocham...
— Wkrótce! — obiecała Manon. — Pierwszego dnia, gdy wyjdzie pan na spacer, zaznajomię pana z Henrykiem. On też ciągle dopytuje się o pana.