Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie odpowiedział, skupiony, pogrążony w modlitwie.
Nareszcie powstał i z radosnym krzykiem rzucił się do matki, tulił do niej jasnowłosą główkę, a długiemi, cienkiemi paluszkami ostrożnie, ledwie dotykając, wodził po jej twarzy, chwilami całując ją lekkiem muśnięciem ust.
— Co ci jest, synku? — pytała z troską w głosie, głaszcząc dziecko po włosach.
— Bez ciebie balem się... bardzo cichuteńko wołałem na ciebie, matuchno, abyś przyszła do Henryka... A później myślałem, gdzie jesteś i co robisz?... Ujrzałem pokój duży, większy od naszych... Jakiś obcy pan coś mówił do ciebie, matuchno... Nie wiem, co mówił, lecz przestałem się bać. Wesoło mi było... tak jakgdybyś wzięła mię na kolanka... Zechciałem się modlić, matuchno moja, droga, kochana matuchno!
Znowu muskał twarz matki gorącemi usteczkami i lekko dotykał jej palcami.
— O co prosiłeś małego Jezusa? — spytała Manon.
— Radosną masz twarz, matuchno! — szepnął, nie odpowiadając na pytanie.
Nie przeczyła, gdyż wiedziała, że Henryk od pierwszego roku życia nigdy nie pomylił się w określeniu jej nastroju i wyrazu twarzy.
Natura, pozbawiwszy go wzroku, obdarzyła niezwykłą wrażliwością i odczuciem usposobienia z tonu głosu, ze szmeru oddechu. Nie dotykając nawet palcami, zdawało się, poznawał wyraz twarzy, słyszał silniejsze bicie serca, żywsze krążenie krwi i zmieniony chód.
Profesorowie uniwersyteccy nieraz podziwiali niezwykłe wrodzone zdolności dziecka i porównywali go ze słynną Ellen Keller.
Gdy do mieszkania wchodziła nieznajoma osoba, chłopczyk stawał w oddali, patrzył niewidomemi oczami, badawczo, nieruchomo i zmieniał się w słuch. Po chwili miał już zupełnie wyrobione zdanie o gościu i albo zbliżał się do niego, albo też unikał.
Ze znajomymi był bardzo uprzejmy i, chcąc ich wyobrazić sobie, nieznacznie, ostrożnie, tak, że prawie nikt tego nie spostrzegał, dotykał swemi długiemi pa-