Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

luszkami czoła, kącików powiek i ust gościa. Od tej chwili znał go już.
Manon nie zaprzeczyła i z całą szczerością odparła:
— Tak, mój malutki, ucieszyłam się, gdyż spotkałam dawnego znajomego, z którym bawiliśmy się, gdy byliśmy jeszcze dziećmi.
— Wesołe to były zabawy? — spytał.
— Bardzo wesołe, synku, — odparła, — goniliśmy się, graliśmy w tennisa!
Chłopczyk westchnął i spuścił smutnie główkę. Zrozumiał, że są to zabawy nie dla niego — ślepca, który nawet po pokojach swego mieszkania chodził powolnym krokiem z wielką ostrożnością, zwykłą dla niewidomych.
Jednak twarzyczka dziecka wkrótce się rozpromieniła.
— Matuchno! — rzekł wesoło. — Śniło mi się dziś, że nagle zacząłem widzieć. Ujrzałem piękne rzeczy i dużo — dużo ludzi. Cieszyli się, że widzę. Byli bardzo, bardzo dobrzy dla mnie! Modliłem się do Matki małego Jezusa, prosiłem Go, żeby to nie był tylko sen...
Umilkł i skierował się ku drzwiom, gdyż weszła pani de Chevalier.
Nic nie mówiąc, pocałował ją w rękę, przytulił się do niej jasną główką i powrócił do matki.
Słuchał uważnie, co opowiadała Manon matce o chorobie Hansa i o tem, że była zmuszona podjąć się opieki nad nim.
— Dziwię się tobie! — żachnęła się pani de Chevalier. — Opieka nad wrogiem naszym i takim strasznym wrogiem!
— Ten człowiek jest śmiertelnie chory, mamo, — rzekła twardo. — odmówić nie mogłam! Mój zawód wymaga ode mnie ofiar...
Więcej o tem nie mówiono.
Pomiędzy Manon a matką po powrocie z frontu wywiązał się dziwny stosunek.
Matka w głębi duszy czyniła córkę winną śmierci ojca, który zmarł nagle, dowiedziawszy się o nieszczęściu Manon.
Chwilami zdawało się, że obwinia ją za ponury dramat, który przeżyła bezbronna dziewczyna na froncie,