Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zrozumiał, że pani Briard domyśla się, a może wie o wszystkiem. Milczał zmieszany, lecz wkrótce powrócił do równowagi. Opowiedział pani Briard z zupełną szczerością swoje życie, niczego nie utaił i zakończył wyznanie sarkastyczną uwagą:
— Z takim bagażem życiowym i takim światopoglądem nie wolno mi się żenić!
— Ma pan słuszność! — zgodziła się natychmiast pani Briard. — Najgorsze ze wszystkiego jest to, że pan nie wierzy w uczciwość ludzi.
— Ja myślę, że najgorszem jest to, że czuję się od pewnego czasu, jakgdybym nie zaczął jeszcze żyć, że się dopiero przygotowuję do czegoś niewiadomego mi dotąd, a co powinno wypełnić całe życie moje, bez reszty, bez miejsca dla innej osoby lub celu osobistego.
Od tego dnia ograniczył swoje wizyty. Nie chciał bynajmniej łudzić Iwony. Nic jej nie przyrzekał i nie miał co do niej żadnych zamiarów. Nie starał się nawet o spotkanie z nią sam na sam. Lubił ją, jako miłą towarzyszkę i dobrą znajomą. Wydawało mu się, że nagłe, zgoła dla obojga przypadkowe zbliżenie zostało spowodowane ogólnym, zaraźliwym nastrojem, panującym w mieście. Chwilami czuł do Iwony żal, że oddała mu się z taką łatwością. Było w tem coś jakgdyby poniżającego mężczyznę. Niechciałby, aby się to mogło powtórzyć raz jeszcze.
Przeczucie klęski i nieuniknionej zagłady ciążyło na wszystkich. Ludzie szukali zapomnienia w silniejszych i bardziej wstrząsających przeżyciach. Wygórowane podrażnienie zmysłów opanowało starych i młodych, dzieci niemal. Przeżywano ponury, szaleńczy okres skazańców; ludzie osądzeni na mękę i