Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chce pani zapożyczyć ode mnie jaknajwięcej argumentów przeciwko baronowi, który niezawodnie będzie usiłował osłabić w pani wrażenie moich gorzkich słów? — zapytał.
— Skąd taka pewność, że stanę w obronie pana? — przerwała mu zalotnie.
— O, nie wątpię! — zawołał. — Od czegóż ma pani francuski mózg!? Pani zrozumiała, że słuszność była po mojej stronie, a nie tego młodego rotmistrza! Powiadam pani, że wkrótce złożymy naszemu ambasadorowi i naczelnemu dowództwu bardzo obszerny raport ostrzegawczy! Tylko nie wiem, czy uwierzą nam? Ciężko jest bowiem wyzbywać się tego, co z przyzwyczajenia otaczamy urokiem.
To mówiąc rzucił przelotne spojrzenie na Iwonę, a po chwili skierował wzrok na bukiet czerwonych róż i pudło z cukierkami. Iwona uśmiechnęła się nieznacznie.
— Panu to chyba z łatwością przychodzi... — zauważyła.
— Tak!... Zazwyczaj nie bardzo się śpieszę z otaczaniem czegoś legendą romantyczną — mruknął.
— I kogoś — też?
— Tak!
— Pan nie jest szczery w tej chwili! — zawołała ze śmiechem. — A ta blada Marja Louge i wspaniała, ruda panna Julja od bielizny w fabryce „Astra“?... O nich jednak ułożył pan sobie legendę nader sentymentalną!
— Jakaż to legenda?! — mruknął, wzruszając ramionami.
— O, i bardzo nawet romantyczna legenda! — śmiała się wesoło. — Pan jest tak całkowicie pewien tych pań, że nie uwierzyłby, gdyby mu opowiadano,