Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strugi przedświtu. Blednąc zaczynały płomyki gazu w latarniach i ostatecznie opustoszała ulica. Przy bramach domów o ślepych, posępnych oknach, powleczonych lodowatą skorupą, spali, tonąc w olbrzymich kożuchach, dozorcy.
— Ratujcie!... nie dajcie!... nadpłynął zdaleka żałosny okrzyk, wynurzający się ze zgiełku wrażeń tej nocy.
Pomyślał, że był to rozpaczliwy krzyk całej Rosji, ale jakżeż słaby, głuchy, bez echa...!