Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zapanowało grobowe milczenie. Nikt się nie odzywał. Tylko jeden z cyganów palcem zawadził o strunę bałałajki. Jęknęła niby głos widma, niby jakieś słowo złowróżbne...
Pierwszy oprzytomniał Rasputin.
Zaczął się cicho śmiać.
— Cyganka Wierka opiera się błogosławionemu?! Cha — cha — cha! Mogę uczynić z tobą wszystko, co zechcę!... Do więzienia wtrącić, na szubienicę posłać... Widzisz tę koszulę? Co — piękna, haftowana? A wiesz, kto ją uszył?... Caryca Saszka[1]... Dość, abym szepnął jej, a ona rozkaże, iżby ciebie — ladacznicę...
Nie skończył, bo nagle zerwał się z krzesła niedaleko od Nessera siedzący młody rotmistrz Borys Suzdalcew i, porwawszy butelkę, cisnął ją w głowę Rasputina.
— Ty... ty śmiesz tak mówić o cesarzowej, chamie, koniokradzie, oszuście!...
Krzyczał, odchodził od zmysłów, łkał i ciskał butelki, szklanki, kieliszki. Rasputin, któremu krew spływała z pod zwisających na czoło włosów, bronił się, kryjąc twarz w dłonie i rycząc:
— Na pomoc! na pomoc!
Oficerowie rzucili się na Rasputina, lecz w tej samej chwili drzwi z hałasem rozwarły się i wpadł tłum lokajów, policjantów i jakichś cywilów w paltach i kapeluszach.

Przez jedno okamgnienie Nesser widział bladą twarz wielkiego księcia, wskazującego palcem przed siebie; młodego cygana, podnoszącego krzesło w straszliwym zamachu, szablę oficera policyjnego i

  1. Aleksandra.