Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziścić się może“! Tak! Będę walczył po niemieckiej stronie lecz przysięgam, że na froncie zachodnim nie będę nigdy, raczej — samobójstwo! Nasze miejsce jest tu, gdzie zalewa nas dziki, ponury wschód!
Mówił to w wielkiem podnieceniu, blady, z oczami, tryskającemi ogniem zapału.
Nesser wyczuł burzę, szalejącą w sercu i myśli młodzieńca; zrozumiał, że naród polski przeżywał istotnie straszliwą tragedję.
— To jest wprost okropne! — szeptał. — Ci ludzie wiedzą, że w każdej chwili mogą się spotkać w bitwie z braćmi, walczącymi w przeciwnym obozie.
— To okrutne! — zżymnęła się Iwona Briard. — Nielitościwy, złowrogi kaprys wojny...
— Tak jest w rzeczywistości! — odpowiedział Korybut. — My wierzymy jednak, że z tej krwi ofiarnej powstanie i zajaśnieje zwolniona z więzów ojczyzna!
— Daj Boże! — zawołała sanitarjuszka.
Nesser mimowoli uśmiechnął się. Pomyślał o chwiejności przekonań i przywiązań ludzkich. Stał wszak przed nimi wróg, czekający na stosowną chwilę, aby wstąpić do szeregów armji, zwalczającej Francję i jej aljantkę — Rosję? Tymczasem Iwona Briard z całą szczerością życzyła mu powodzenia i spełnienia marzeń jego. Gdyby on — Nesser — posiadał bardziej wybuchowy charakter — powiedziałby może Korybutowi to samo — „daj Boże!“ Nesser, zastanawiając się nad temi niekonsekwencjami myślowemi, uczuł na nowo głębokie zdumienie i rozterkę duchową. Nie doszedł był jeszcze do przekonania, że w duszach człowieczych pod brzemieniem obłudy i fałszu tli się iskra przedwiecznej sprawiedliwości. Mówił coś o niej niegdyś śmieszny pleban wiejski w Compiègne...