Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skrzyni. Ogień odrazu ogarnął wnętrze jej. Z sykiem buchnęły płomienie, dym okrył całą transzę. Pędzili naoślep ludzie, w popłochu krzycząc przeraźliwe.
— Ratuj się kto może! „Bosze“ zaatakowali nas płonącemi płynami!
— Na miejsce, chłopcy! — rozległ się nagle groźny głos kapitana. — Na miejsce! To zapaliły się race!
Stał samotny, zagradzając wąskie przejście. Ludzie zatrzymali się, oprzytomnieli i wnet stanęli przy okopach, gotowi do obrony. W innym końcu transzy żołnierze nie usłuchali jednak nawoływań i rozkazów porucznika Riballier-des-Isles; potrącając się, i prześcigając, pędzili naoślep, rzucali karabiny i wyli z przerażenia. Spostrzegł to Nesser i zrozumiał zrywającą się nagle panikę. Gdyby w jednem miejscu wybuchnęło naraz dziesięć pocisków, — nikt z tych ludzi nie ruszyłby się z miejsca. Przeżyli już to nie wiedzieć ile razy, więc nerwy, stężałe w napięciu, pozostałyby w bezruchu. Lecz raptownie zdarzyło się coś zupełnie odmiennego. Inny dźwięk, nowej barwy płomień, niepodobny do zwykłych dymów zapach siarki wstrząsnęły nerwami. Jak zaciśnięta sprężyna rozwija się i porusza skomplikowany system kółek i trybów całego mechanizmu, tak te nerwy żołnierskie odprężyły się nagle, obojętność zmieniła się w panikę, wytrwałe czuwanie przy parapetach — w bieg obłędny, porywający innych wirem ślepego strachu.
Odwrócił się natychmiast i oparł o wał, zapalając fajkę. Jego spokojna postawa uderzyła uciekających. Przystanęli i krzyknęli:
— „Bosze“ zaatakowali nas płomieniami!...