Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Które w języku chrześcijańskiego świata nazywają się wolą Bożą, skierowaną ku nieznanemu nam, a promiennemu celowi... — dokończył ksiądz Chambrun.
Nesser nic nie odpowiedział i zamyślił się. On tu przyszedł, jak mu się wydawało, z innych pobudek. Otrząsnął się z zadumy i powiedział cicho:
— Znużony jestem i zgrzany. Chciałbym się umyć...
Gramaud zaśmiał się:
— O, nie, przyjacielu! Odrzuć raz na zawsze te burżuazyjne zachcianki. Od dwóch dni nie mamy wody do picia... Ludzie już zaczynają przeżywać męki pragnienia!
Głos uczonego nabrał dziwnego, ponurego brzmienia.
— Ach, tak?! — wyrwał się Nesserowi radosny okrzyk, a był tak niespodziewany i zupełnie niestosowny, że ksiądz nawet nachmurzył czoło.
Wszyscy spoglądali na ochotnika zdumionym wzrokiem, lecz dziennikarz, nic więcej nie mówiąc, zaczął odpinać rzemienie plecaka, zdjął ładownicę i worek, a potem wstał i, rzuciwszy okiem na blade twarze towarzyszy, poszedł wzdłuż transzy, rozbryzgując błoto. Wkrótce towarzysze posłyszeli, że ochotnik wygwizduje jakąś skoczną, beztroską melodję.