Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z niechęcią, mydląc, że jest to jedna z wielu natrętnych wielbicielek „bohaterskiego czynu“ dziennikarza, czynu, o jaki publiczność czytająca nie mogła posądzić zwykłego pracownika prasy codziennej. Nagle na twarzy jego zjawiło się zdumienie. Poznał pannę Briard, swoją znajomą z Piotrogrodu. Piękna panna uśmiechała się do niego przyjaźnie.
— Poznaje mnie pan, panie Henryku? — spytała.
— A jakże! — odpowiedział wesołym głosem. — Wspólnie z panią oziębialiśmy zapały rzeczypospolitej do imperjum! Bardzo rad jestem widzieć panią, panno Briard!
— Przepraszam, nie tylko to! — odparła znacząco. — Pierwszą w życiu ranę otrzymał pan w mojej obronie.
Przy tych słowach Julja drgnęła i ponurym wzrokiem obrzuciła Nessera. Nigdy nie mówił jej o tem. Narażał się dla tej „prawdziwej“ damy wtedy, gdy Marja Louge modliła się o niego tak gorąco, a ona sama tęskniła za nim i drżała o jego życie nie mając żadnych wiadomości?! Spuściła oczy, przybladła, a koło uszu drżeć zaczął napięty, jak struna, mięsień.
— Nie zupełnie ścisłe są te szczegóły mego życia — zauważył Nesser. — Miałem już przedtem inne rany — miłosne, a niebezpieczniejsze, bo w sercu.
Panna Briard zaśmiała się wesoło i rzekła:
— Te są mniej niebezpieczne dla pana...
Spojrzała przelotnie na rudą, zwichrzoną czuprynę Julji i dodała z ironją:
— Tembardziej, że ani razu nie był pan, o ile wiem, wystawiony na spotkanie z godnym siebie przeciwnikiem. Ale, ale! Zdaje mi się, że przeszkodziłam państwu...