Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A coby się wtedy stało? — poddał pytanie Rumeur.
— E-e, mój szefie! — wybuchnął śmiechem dziennikarz. — Przypomina mi pan pewną staruszkę...
— Cóż to znowu? — zdziwił się redaktor.
— Była sobie taka zwykła starowinka. Pewnego razu zobaczyła, że jakiś chłopak ciska kamieniami w płot. Podchodzi i powiada: „Nie rzucaj kamieni, pomyśl tylko, coby się stało, gdyby w tem miejscu były... oczy!“
— Zdrów jesteś, mój drogi Nesser, bo już dowcipkujesz! — ze śmiechem zawołał Rumeur.
— Nie mogę się smucić, gdy widzę szefa! — odparł dziennikarz.
Żadnej tedy „bomby“, a nawet „racy“ nie wyciągnął stary wyga ze swego korespondenta.
W dwa tygodnie po operacji Nesser począł nabierać sił i nawet przekomarzać się z Julją Martin. Pogodny, spokojny nastrój nie opuszczał go ani na chwilę. Myśli, które zaprzątały mu głowę i dręczyły, jak wyrzut sumienia, odleciały daleko. W duszy jego panowała cisza. Już widział przed sobą całe przyszłe życie, ogromnie proste i zupełnie niestraszne. Nie wiedział tylko jeszcze, czy podoła temu, co uczynić zamierzał. Chciał wybadać siebie, wypróbować, postawić pierwsze kroki na nowej drodze. Dlatego też pragnął przyjść jaknajprędzej do zdrowia i wstąpić do wojska.
Pewnego razu zjawiła się na sali w towarzystwie dyżurnego lekarza ciemno ubrana dama z bukietem kwiatów w ręku. Lekarz wskazał jej Nessera, rozmawiającego z Julją. Gdy nieznajoma zatrzymała się przy jego łóżku, korespondent spojrzał na nią