Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przepraszam — odezwał się cichym głosem — przepraszam, że się wtrącę do rozmowy! Nazywam się
Nesser odróżnił tylko końcówkę — „ski“, lecz natychmiast wymienił swoje nazwisko, wyciągając ręce do żołnierzy.
— Napoleon — mówił żołnierz, — Napoleon — to nie tylko wódz i cesarz, — to hasło! Polacy wyczuwali w nim twórczą wolę i tchnienie wyższych praw kosmicznych... w jego obliczu i w duszy widzieli wspaniałość bezmiaru czynu. Nie mówił on nigdy i nie marzył o ideałach, zawsze czczych i fałszywych w ustach człowieczych, lecz czynił w imię ich bez udziału woli. W Napoleonie pradziadowie nasi wykryli owe staro-helleńskie „katokhe“ — nieomylną oznakę obecności bóstwa. A wreszcie Napoleon dał nam możność walczyć pod własnym sztandarem o naszą ojczyznę.
Nesser milczał. Sierżant, stojący przy peryskopie, zwrócił do rozmawiających okrytą kurzem i bryzgami błota twarz i dorzucił:
— A potem, gdy nas, jak się wszystkim zdawało, podeptano na wieczne czasy, z Francji jedynie rozległy się głosy, świadczące, że „La Pologne est toujours vivante!“ Nawet teraz, gdy nas — odwiecznych przyjaciół Francji i Republiki pchają do Legji Cudzoziemskiej, niektórzy wasi czołowi ludzie, z senatorem, szlachetnym Marin, gen. Archinard, Pichon i Cochin na czele, robią usiłowania, aby wyjąć nas z pod ogólnego dla obcych prawa i wcielić do francuskich pułków według naszego własnego wyboru, bez wszelkich ograniczeń. Za to wszystko jesteśmy wam wdzięczni i nie tylko w słowach, panie, ale w czynach, ot tak, naprzykład...