Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To sprawa zarówno prosta i jasna dla nas, jak zawiła i mglista dla obcej psychologji! — powiedział, podnosząc ramiona. — Niech pan się przyjrzy temu sierżantowi, który z panem rozmawiał. Nazywa się Szafraniec. Emigrant polityczny, który przed wojną znalazł we Francji przytułek i środki do życia. Zaczęło mu się dobrze powodzić, aż tu raptem wybuchła wojna. Nikt go za uszy nie ciągnął do wojska i mógłby egzystować, jako internowany Austrjak, gdyż pochodzi z Galicji. Ale Szafraniec natychmiast złożył dowody, że jest Polakiem. Pan rozumie — La Pologne toujours vivante et reconnaissanłe?! Szafraniec ma takie przekonanie, że wdzięczność należy dowieść czynami, — stanął więc do poboru ochotników. Został jednak odrzucony, ponieważ brakowało mu czterech zębów. Wtedy Szafraniec sprzedaje wszystko, co posiada — cywilne ubranie, trzewiki, pościel, jakieś tam książki i wstawia sobie za to złote zęby. Nazajutrz jest już w wojsku. Pod Sillery odznacza się i zostaje sierżantem.
— Aż tak potężna jest wdzięczność Polaków dla Francji? — zapytał zdumiony Nesser.
— Widocznie! — kiwnął głową żołnierz. — Jest to tradycyjną spuścizną naszą. Datuje się ona od czasów Kościuszki i Lafayetta, od pierwszych emigrantów naszych, od żołnierzy napoleońskich, a potem od tych, co to ginęli na barykadach paryskich.
— Napoleon nic dla Polski nie uczynił, a nawet z chwilą swego upadku oddał ją ostatecznie w ręce Rosjan i Niemców! — mruknął dziennikarz.
Rozmowie tej przysłuchiwał się inny żołnierz — młody, o bladej twarzy i gorejących oczach.