Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

życia już urwałam, a ta smętna trusia nigdy nic nie miała. Pragnęłam, aby zaznała tego, co się nazywa po głupiemu — szczęściem. Bez tego nie mogłabym była Marji w oczy spojrzeć! Zdawało mi się, że ją okradłam. Każdy człowiek musi doznać szczęścia, aby w chwili skonania nie złorzeczyć, nie przeklinać...
Nesser zamienił się w słuch. Sam miewał podobne myśli. Wreszcie zauważył:
— Dawniej wesoła, figlarna panna Martin o takich rzeczach nie mówiła...
— Nie mówiłam, a nawet nie myślałam o nich — zgodziła się. — Ale nikt z nas o sobie nic nie wie! Nie wiemy dokładnie, co jest złe, lub dobre, co — prawdziwe, a co — fałszywe, oszukańcze... Każda rzecz staje się nagle dobrą i prawdziwą, jeżeli się w nią wierzy... Czasami widzę jasno, że na świecie istnieje tyle prawd — ile ludzi, choć tymczasem nie mogę się z tem pogodzić!
Dziennikarz ze zdumieniem patrzył na smutną, zamyśloną twarz dziewczyny, a w głębi czuł już zrywającą się burzę myśli, tych najistotniejszych, żądnych niezłomnego postanowienia i szczerości czynu. Pohamował się jednak i, zaglądając w oczy Julji, rzekł z cichym śmiechem:
— Z pani to, zamiast hafciarki, — najprawdziwszy filozof!
— Pan się śmieje, — odparła, odsuwając się od ntego, — a tymczasem należałoby raczej płakać nad tem, że człowiek tak głupio żyje, nic nie widząc, nie słysząc i nie czując, niby kawał drewna lub kamień!
— Mający oczy — niech widzą, mający uszy — niech słyszą, — wtrącił Nesser. — Tak niedawno