Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aleksa wczorajby jeszcze ziemię gryzła, a teraz rychło zdrowa będzie! Rozumiecie, chłopcy?!
— Czy mówiłeś o tem panience? — pytano go.
— Nie! Niech on sam jej o tem powie... Nie moja to rzecz cudze słowa powtarzać! — mruknął Konstanty.
— Patrzaj-no go! — wołali chłopi. — A pocóżeś to latał po wsi i każdemu po sto razy gadał o tem?
Konstanty wybuchnął głośnym śmiechem i odpowiedział, błyskając zębami:
— Abyście wiedzieli, capy, jaką macie nauczycielkę, a jeżeli któryś...
Urwał nagle i krzyknął:
— Chodźcie do Abramki! Postawię po lampce...
— Znalazłeś widać, w Łachwie worek z pieniędzmi? — żartowali towarzysze.
— Znalazłem tysiąc worków, ino — nie w Łachwie! — odkrzyknął z jakąś bujną, niepowstrzymaną radością.
Istotnie Aleksa powróciła wkrótce do Harasymowicz.
Przywiózł ją sam doktór, przypłynąwszy w dużej łódce z flagą Czerwonego Krzyża na dziobie.
Doktór — młody jeszcze człowiek, o poważnej, zamyślonej twarzy i przedwcześnie szpakowatej, niezmiernie gęstej i nastroszonej czuprynie, miał zadziwiająco krótki wzrok.
Na jego zadartym, zlekka czerwonym nosku, tkwiły żółte, rogowe okulary, o niebywale gru-