Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było, głodować się sposobią, zbierają już lebiodę po „łuhach“[1] i podorywach, glinkę kopią, aby do mąki dodawać, he, he, he! Ot i pomyślcie, panienko, jak się oni mają radować i na was spoglądać łaskawie? Słyszeli oni, że do Harasymowicz przyślą nauczycielkę, no, to i źli są! Wiedzą chłopi, że każecie im dzieci do szkoły posyłać, od „pasionki“ odrywać, kary będziecie nakładać... A skąd oni wezmą dla dzieci kożuch i buty, a choćby łapcie i nowe onuczki? Ot i źli są na was gospodarze, bo to im nową „dokukę“[2] sprawiacie!...
Zaciął koniki i wyjechał na drogę, minąwszy ostatnie zabudowania i płoty wioski.
Droga biegła zawiłym zygzakiem po głębokich, sypkich piaskach, we wszystkich kierunkach pociętych szerokiemi koleinami. Widocznie wozy kluczyły, jak chciały po piaszczystej równinie, szukając twardszego nieco gruntu.
Po głębokich dołach, pełnych burej, mętnej wody, rozlewnych kałużach, pokrytych żółtą pianą, wózek jął się zapadać po osie kół, przewalać się z boku na bok i zgrzytać żelaznem okuciem obodów, dzwoniąc żałośnie i skrzypiąc.

Po jednej stronie drogi rósł na niewysokich falistych pagórkach mocno przetrzebiony bór sosnowy. Pośród młodej, cherlawej porośli iglastej sterczały grube, butwiejące pnie dawno już wyrą-

  1. Łuh — łąka.
  2. Kłopoty, dokuczania.