Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niezmiernie ciekawych i nieznanych mi szczegółów dowiedziałam się od państwa! W seminarjum okropnie pobieżnie traktują sprawy naszych kresów wschodnich!
— Nietylko w seminarjach! — machnął ręką gospodarz. — Dlatego to z takim mozołem idzie praca w tych stronach. Potrzeba tu ludzi, rozumiejących duszę miejscowego ludku, słyszących, jak trawa rośnie na „hałach“[1] o czem wierzby szeleszczą i gaworzą nad jeziorami...
Westchnął ciężko i umilkł.
— Od niedawna dopiero zaczęliśmy nasze rządy na Polesiu — zauważyła Halina. — Nabrawszy doświadczenia, potrafimy wykonać zadanie, które jest zapewne niełatwe..
Zawiadowca zamyślił się, lecz po chwili, wypuszczając strugę dymu, mruknął:
— Nie należy istotnie tracić nadziei, tylko — oby nie było zapóźno, bo tam za kordonem nie śpią i ciągle coś przeciwko nam knują...
Halina dowiadywała się coraz to nowych szczegółów o tym kraju. Zawiadowca i jego siostra pochodzili z Sarn i znali całe Polesie, bo, przerzucani ze stacji na stację, w ciągu kilku lat zwiedzili te kresy we wszystkich kierunkach.
Dopiero koło północy znużona Halina udała się na spoczynek.
Długo nie mogła jednak zasnąć.

Niesłyszane nigdy przez nią dźwięki odpędzały sen z powiek.

  1. Poleskie słowo, oznaczające łąkę, najczęściej mokrą.