Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcecie zapewne prosić o krople na pijaństwo? Uprzedzam, że nie mam takich!
Lipski drgnął i nachmurzył brwi. Siwe oczy błysnęły mu złowrogo.
— Was nie prosiłbym o to! — burknął. — Zresztą wy nie macie mi prawa zabraniać.
Schwycił się oburącz za głowę i, dygocąc, syczał, czy szlochał.
Halina nie wiedziała, co począć. Milczała.
Doszli do parkanu, ale Konstanty zatrzymał ją, stanąwszy przed furtką.
— Przebaczcie, panienko!... — szepnął pokornie. — Źle zaczęliśmy naszą rozmowę... Nie o to chciałem się was poradzić!
Westchnął głęboko i, przekonawszy się, że nie zamierza go pytać, ciągnął urywanym głosem:
— Jesteśmy teraz bogaci... Stryj Fedor sporo dolarów nam zostawił. Chciałbym coś z niemi zrobić, panienko, aby na marne nie poszły i swój procent dały...
Wzruszyła ramionami i odpowiedziała spokojnie:
— Nie wiele mogę wam w tem poradzić... Nie znam się na sprawach pieniężnych... Nigdy pieniędzy nie miałam na obroty i procenty.
Zaśmiała się wesoło i swobodnie.
— Nie tak mnie zrozumieliście! — ożywiając się, zawołał Konstanty. — Ja mam już myśl. Nie wiem tylko czy dobra i czy zechcecie dopomóc mi?...
Ze zdziwieniem spojrzała na niego i spytała: