Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poruszyła wargami i z trudem wydobyła z siebie omdlewający jęk:
— O tak! Na całe życie!
— Czy wierzysz mi, że kochałem i kocham tylko ciebie? — pytał dalej, jakgdyby żądając przysięgi.
— Wierzę we wszystko, jedyny mój!
Zdzisław przycisnął usta do jej ucha i szeptał:
— Pojedziemy do mnie... Czy pamiętasz naszą noc w N.? Na wspomnienie o niej gryzłem sobie palce do krwi w szale po utraconem szczęściu! Teraz znowu jesteśmy razem... Halu... Czy zechcesz zostać moją... moją na zawsze?
Czerwona mgła zasnuła przed Haliną roziskrzony śnieg na ulicy i ciemną, potwornie jakąś ogromną sylwetkę furmana...
— W każdej chwili życia... pragnę być tylko twoją!... — zdołała jeszcze wyjąkać.
Wspomnienia szkarłatną falą runęły na nią, a w jej wirującej czerwieni znikło wszystko, umilkły dźwięki i zgasły myśli.
Gdy ocknęła się i rozejrzała zdumiona, — zrozumiała, że leży na łóżku w nieznanym jej pokoju, przyćmionym żółtemi firankami. Na ścianach wisiały stare, prawie czarne obrazy w prostych ramach mahoniowych; na stole barwną plamą odcinał się duży bukiet i połyskiwało srebrne wiadro z wyglądającą z niego butelką.
Ktoś się poruszył u jej nóg. Spojrzała i przeraziła się tak bardzo, że aż wydała krzyk, spazmem zdławiony.