Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

telnię ludową od państwa Wiereckich, i prosząc o książki i przeczytane już pisma.
Obawiała się teraz jechać do sąsiednich dworów, gdyż nietylko mogła się narazić na nowy epizod, w rodzaju zachowania Baskiego, lub posłyszeć znów o Zdzisławie, ale nawet spotkać się z nim. Była przekonana, że wypadki tego rodzaju nie przeszłyby już tak bezkarnie, jak się to stało w Różance. Obawiała się powtórzenia podobnego eksperymentu i na myśl o tem wstrząsnął nią zimny dreszcz. Działała na nią sugestja, płynąca z bezpośrednio danego Lipskiemu przyrzeczenia, a również pośrednio — ze skierowanej na nią woli Konstantego i jego nieodstępnej o niej myśli.
Nie wątpiła, że tak musiało być istotnie.
Do świąt Bożego Narodzenia pozostawał jeszcze tydzień. Poczta dostarczyła jej list od pani Olmieńskiej i dużą szarą kopertę z pieczęcią kuratorjum.
Matka w gorących słowach wyrażała radość z powodu zbliżającego się przyjazdu Haliny, opisywała swoje przygotowania na przyjęcie córki i donosiła, że na wilję obie zostały zaproszone do znajomych, gdzie napewno będzie bardzo wesoło, gdyż zbiera się tam spora gromadka młodzieży.
Pomiędzy arkusikami papieru, zapisanego ręką pani Olmieńskiej, Halina znalazła zgnieciony i przywiędły już kwiatek tuberozy. W dopisku matka dodawała, że posyła ten kwiatek, gdyż Halina wspominała, iż poza jemiołą i czerwoną kaliną, którą Poleszuczki zdobią obrazy święte, niema