Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wierecka, nieco zdumiona zmienionym wyrazem twarzy panienki. — Za każdym razem przypomina nam o pani!
Należało ratować sytuację, więc Halina, spuściwszy oczy i zdobywając się na obojętny ton, odpowiedziała:
— To dziwne! Hrabiego Ostroga poznałam przed laty na baliku... Przelotne spotkanie! Cóż hrabia może wiedzieć o mnie?!
— Jest panią zachwycony! — zaśmiał się pan Wierecki i pochylił głowę w szarmanckim ukłonie. — Spotkanie, chociażby najkrótsze, z tak uroczą osobą może pozostawić niezatarte ślady. Co do mnie, nie dziwię się Zdzisławowi! Nie dziwię się!
Reszta dnia spędzonego w tym domu, stała się dla Haliny istną torturą. Pragnęła czemprędzej pozostać sama, uporać się z nawałą myśli — nowych zupełnie — to jakichś trująco radosnych, to straszliwie przerażających. Z trudem doczekała się chwili, gdy przed ganek dworu zajechały wreszcie sanki, a minąwszy aleję lipową i patrząc na smętny trakt, biegnący przez zaśnieżoną równinę, zaczęła przypominać sobie słowa Zdzisława, powtórzone jej przez panią Wierecką.
Odtwarzała każde z nich z surowością i ścisłością sędziego śledczego, analizowała zawartą w nich treść i tę pierwszą jawną i inną — ukrytą, która miała źródło swoje nie w rozumie, lecz w emocji, posługującej się w danej chwili właśnie tem słowem. Znana już jej szalona, pełna dumy i pija-