Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

minimum wydatków osobistych, porobię olbrzymie oszczędności i na przyszłe lato wydeleguję swoją mamusię do Krynicy, bo wcale mi się nie podobają te ściskania i szmery w serduszku kochanego matczyska!
Pani Olmieńska machnęła ręką i zapłakała.
— Nie o tem myślałam, Halinko! — szepnęła prawie z rozpaczą. — Chciałabym tylko, abyś zaznała choć trochę życia! Tyle lat spędziłaś z tą warjatką, a teraz znów — pustkowie, odludzie i dzicz! Nie tegom się spodziewała! Oj, zupełnie nie tego!...
Rozpłakała się na dobre, szlochając głośno i gorzko. Rozpaczliwe nuty drgały w głosie zdruzgotanej nagle pani Romany.
Halina starała się ją pocieszyć, w żartobliwy sposób przedstawiając swe przyszłe życie na Polesiu. Śmiała się już wesoło, błyskając białemi, drobnemi ząbkami, i opowiadała, pieszcząc i całując matkę.
— Czytałam, że Polesie — to królestwo ryb! Niechże mamusia wyobrazi mnie sobie w klasie, wykładającą zawiłe i co rok zmieniane prawidła gramatyki polskiej! Dzierżę najwyższą władzę nad szkołą, jestem pełna powagi i zrozumienia swego znaczenia, a jednem okiem zerkam wciąż ku wędce, wystającej nad parapetem okna. Czekam, aż jakiś sum wąsaty lub chociażby mały kiełbik, albo ów sławetny „wijun“ piński nadzieje mi się na haczyk! Ileż emocji i łowieckiego zapału! Ileż to rozrywek lokalnych, nieznanych takim mieszczu-