Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła też kupca-Żyda, aby za pewien komis podjął się dostawy zimowych wyrobów chłopskich i zorganizował sprzedaż ich w Pińsku i Brześciu. Plan ten udał się całkowicie i cała wieś przekonała się wkrótce, ile w ubiegłych latach zmarnowano czasu i pieniędzy. Niebawem wszystkie chaty posiadały już naftowe lampy. W Harasymowiczach do północy nieraz wrzała robota.
Poleszuki, drapiąc się w głowę i wzdychając, mruczeli do siebie:
— Ot — taka prosta rzecz — lampa, i patrz-no sąsiedzie, jeszcze pół zimy nie minęło, a wszystko do połowu ryb mam już sporządzone — niewody, dwukrylce, odnorogi, wiersze i wszelaki inny sprzęt rybacki! Baby też poszyły wszystko, co potrzeba, i łapci naplotły, bodaj, że na dwa lata!
Inni kiwali na to głowami i dodawali:
— Tak, tak! A to jeszcze powiedzieć należy, że dawniej, gdy czas przychodził na ryby, dopiero na gwałt zaczynaliśmy sieci „ładzić“, o skórzniach przemysliwać, a teraz ino niech rzeka ruszy, — my już gotowi!...
Żyd-kupiec, zrobiwszy dobry interes na lampach i nafcie, cmokał tylko na widok nauczycielki, mówiąc:
— Aj-aj! Taka bardzo piękna panienka, niczem anioł, a głowę ma do interesów, jak minister skarbu!
Kiedyś, korzystając z dwu dni świąt, Halina postanowiła odwiedzić najbliższe dwory, aby zdobyć trochę książek dla czytelni przy szkole. Przedtem