Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sercu i żal piekący, a teraz nagle zrozumiałam wszystko i przebaczyłam! Szczęśliwa jestem i spokojna. Chciałabym cały świat przycisnąć do piersi i podzielić się z nim swojem szczęściem, aby każdy miał okruch jego i czuł radość! Konstanty, żebyście tylko wiedzieli!...
Poleszuk słuchał w milczeniu i usiłował domyślić się istotnej przyczyny jej radosnego nastroju.
Wreszcie odezwał się wzruszonym głosem:
— Skoro czujecie się szczęśliwa, to i ja jestem szczęśliwy... Dla was, panienko, nic nie znaczy taki prostak, jak ja, jak my wszyscy, — poprawił się pośpiesznie, — chociaż my patrzymy na was, jak na słońce, i za was... za was gotowi jesteśmy pójść w ogień i wodę! Mówię tak nie poto, aby szczekać na wiatr, tylko dlatego, że tak myślę, panienko!
Znowu odrzucił się wtył, odpychając łódkę, a, rozpędziwszy ją dobrze, ciągnął, urywając co chwila i nie znajdując odpowiednich wyrazów:
— Widziałem się wczoraj z Wasylem... synem tego Ostapa Ramulta, z którym to poznajomiłem was... Omówiliśmy z nim ważną sprawę... Bardzo ważną... od niej i mój zależy spokój, a wszakże... już teraz nie jest ona najważniejszą dla mnie... odeszła gdzieś dalej... niby dymem czy mgłą ją przesłoniło... zasnuło... Całą noc nie spałem... Błąkałem się koło plebanji i dokoła starego kościoła... aby być bliżej was... Ciągle gryzie mnie myśl, że może potrzebujecie pomocy... właśnie, gdy ja daleko bywam... W domu... budzę się nieraz i słucham, słucham... czy aby coś złego się z wami nie dzieje!