Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twini, lecz i Niemcy, Holendrzy, ba! — nawet Włosi!
— Włosi? Skądże tu się wzięli? — zawołała zdumiona Halina.
— Aha — skąd? — zaśmiał się ksiądz. — A przecież tu się rządziła, jak szara gęś, mocno zabiegliwa pani, królowa Bona Sforza. Jej imię najtrwalszą tu otoczono czcią i serdecznemi wspominkami. Ona tu osiedliła swoich ziomków ze słonecznej Italji, a gdy Jagiellonowie wygaśli i Bona znikła z horyzontu polskiego, uwożąc z sobą dla hiszpańskiego króla Filipa II-go sławne „bajońskie“ skarby, — owi Włosi-koloniści nie ruszyli się z bagiennej Pińszczyzny. W zeszłym roku odwiedziłem kolegę proboszcza w Janowie, gdzie to niegdyś umęczono apostoła poleskiego, Andrzeja Bobolę błogosławionego. Ów ksiądz pojechał ze mną do miasteczka Motol nad Jasiołdą, należącego niegdyś do Bony, no i tam-to właśnie pokazywał mi klasycznie kołtuniastych i łapciowych Poleszuków, mających nazwiska — „Palto“, „Marzan“.
— Cóż to za dziwne nazwiska! — zdziwiła się pani Sugietowa. — Skądżeż to poszło?
— Poszło od Włochów, którzy się nazywali Paltotini i Marzani! — wybuchnął proboszcz wesołym śmiechem. — Łatwo zrozumiecie, moje dobrodziejki, że z takimi „Paltami“, wierzącymi w „złe oko“ i „zawitki“, — trudno jest dogadać się kapłanowi! A jakżeż tam pani idzie, panno Olmieńska?
Wysłuchawszy jej opowiadania, ksiądz i jego siostra radzili Halinie zwrócić się o pomoc dla