Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żołnierz w pułku — zrównoważony, spokojny i wytrwały.
— To prawda! — zgodził się starszy pułkownik. — Ale i szwoleżerzy są w boju przez cały ten czas. Przecież to też ludzie i są znużeni!
— Z pewnością, — ciągnął pierwszy — lecz w tym pułku łatwo znaleźć ochotników, bo do bitwy lud to ochoczy. Każdy rozumie, poco poszedł do wojska i ku czemu dąży.
W godzinę później 201 pułk szwoleżerów otrzymał rozkaz, wzywający ochotników do sformowania szwadronu, któremu będzie polecone ważne zadanie bojowe.
W ciągu pół godziny szwadron ochotniczy był już gotów, gdyż szwoleżerzy odrazu sypnęli się na ochotnika. Pomiędzy nimi był 17-letni Stefan Lambach.
Oczy mu błyszczały, twarz płonęła. Ten zawsze spokojny, zrównoważony chłopak był tak podniecony, że szwoleżerzy zaczęli żartować:
— Czyś tam narzeczoną zostawił w Płońsku, że tak się cieszysz?
— Będzie to pierwsza moja szarża konno z szablą! — zawołał młody ochotnik. — Marzyłem o niej przez cały czas pochodu, a tymczasem ciągle mi wypadało bić się z szańców lub w polu na piechotę.