Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że byk był silny i zły, lecz ciężki i niezwinny. Ocenił go we wszystkich szczegółach, a że był znawcą byków i corridas — ocenił więc dobrze. W chłopaku obudziła się krew hiszpańska; zawsze marzył o prawdziwej walce z bykiem, a tu — taka niezwykła okazja! Pragnął więc pokazać, co umie. Zmuszał byka do tak gwałtownych i niespodziewanych obrotów, że ten raz nawet upadł; drażniąc go swoją chustką, jak zawodowy kapador, przepuszczał rozjuszone zwierzę pod prawem ramieniem, z rozmachu uderzając go pięścią w spocony kark, jak gdyby wbijał wyobrażaną banderillę.
Właśnie w tej chwili udało się tłumowi przekonać policjanta, że jego obowiązkiem jest nie telefonowanie do cyrkułu, lecz zabicie byka z rewolweru. Poczciwy konstebl z bronią w ręku począł się skradać do byka, wymierzył w bok i pociągnął za cyngiel. Sucho szczęknął kurek, lecz rewolwer nie wypalił. Pięć razy policjant powtarzał tę operację z takim samym opłakanym skutkiem.
W tłumie drwiono z policji i jej broni.
— Panie konsteblu, to dobra broń dla złodziei, aby mogli bezkarnie rabować nas! — śmiano się dokoła.
— Pan pewno należy do Ligi Pokoju, konsteblu? — pytano policjanta.
— Czy przypadkiem senora konsteblowa nie używa tego rewolweru do rozbijania mięsa na sznycle?...
— Nie, senoritas i senores — małżonka pana policjanta pewnego razu trzasnęła tą „śmiercionośną” bronią w łeb swego małżonka. Nie trudno zrozumieć, że po spotkaniu się z tak twardym przedmiotem pistolet się popsuł!...
— Cha, cha, cha! — ryczał, zanosząc się od śmiechu, tłum, łakomy na drwiny.
— Hej, opryszki, bandyci, złodzieje i inni wisielcy! Hulaj dusza!... Dziś — wasz dzień, bo zastrajkowały wszystkie policyjne rewolwery! — wrzasnął jakiś obszarpaniec.
Lecz tłum zamiast wybuchnąć nową burzą śmiechu, umilkł nagle i stanął jak wryty.
Pablo Bienwenida doprowadził właśnie byka do dość szerokiego placyku tuż nad brzegiem Darro. Zmusił go do zrobienia jeszcze kilku